Za siedmioma górami, za siedmioma lasami pośrodku kontynentu zwanego Europą, leżało królestwo Lachów. Mieszkali w nim ludzie dobrzy i pracowici, choć nie brakło także niegodziwców, ignorantów i wszelakiej maści hochsztaplerów. Władzę nad poddanymi dzierżyli książęta Lech i Jarosław, podobni do siebie jak dwie krople wody. Lud prosty czasem Łokietkami zwał ich, bo wzrostu na łokieć mieli i ani cala więcej. Rządy ich trudne były, bo zewsząd spisek wietrzyli, co i poniekąd prawdą było. A to Tajne Sprzysiężenie Wykształciuchów, a to Związek Łżeelit, a to wreszcie Młodzieżówki Cyklistów nieraz we znaki się dawały naszym książętom, akcje wywrotowe przeprowadzając.
Wszystko to jednak niczem było, wobec zagrożenia jakie stanowił ich wróg śmiertelny w postaci wielkiego podskarbiego Leszka. Niektórzy cichcem głosili, że z szatanem samym pakt zawarł, by braci książąt do upadku przywieść, inni zaś mawiali, że tajniki czarnej magii posiadł i złotówek w skarbcu królewskim jak straszliwy Cerber strzegł nie dając ich nikomu na zbytki wydawać. Różnych sposobów imali się bracia Łokietkowie, by Leszka do upadku przywieść. Raz plotkę w gmin puścili, jakoby podskarbi Leszek za straszliwe gradobicie odpowiadał, innym razem oskarżyli go o sztywne stopy procentowe i niską inflacyję, a jeszcze innym razem o dzieło piekielne transformacyją ekonomiczną zwane. Listy książęce rozsyłali po całym kraju, w których stało napisane:
My z Bożej i Ojca Dyrektora łaski, Jedyni w Dwójcy, ogłaszamy co następuje: Kto do upadku podskarbiego Leszka się przyczyni, liczyć może na dozgonną wdzięczność Naszą, a jeśliby mu naszej wdzięczności mało było, Wannę Wassermana otrzyma i urząd jakowyś.
Sam Wielki Agronom Andrzej zadania był się podjął i tak się swojej nienawiści do podskarbiego zapiekł, że każdą mowę od słów "Sądzę, że Leszek musi odejść" zaczynał. Swoją szansę zwietrzył także Zawisza, jeno nie Czarny, któren Leszka przed Komisją Największą i Najsprawiedliwszą na spytki chciał wziąć lub zeznania torturami posiąść.
Wszystko to jednak żadnych efektów nie przynosiło. I tylko czas mógł pracować na korzyść książąt naszych, albowiem kadencja podskarbiego Leszka kończyć się miała, jak to było w ustawie zasadniczej zapisane, a oni sami nowego podskarbiego wyznaczyć i namaścić mieli.
I tak zbliżał się powoli, a nieubłaganie termin, któren oznaczać miał odejście strasznego Leszka i nowe rządy nowego włodarza skarbca. Jednak nie od dziś wiadomo, iż los bywa czasem okrutny. Klęską książęcą okazały się poszukiwania nowego kandydata. Wielki naród pośrodku Europy nie miał w swoich szeregach ani jednego człeka, zdatnego do pełnienia funkcji wielkiego podskarbiego. Ani jednego! A to jeden był za bardzo wyedukowany, drugi zaś nie należał do partii książęcej, trzeci myśleć samodzielnie potrafił, a inny z kolei nie podobał się Wielkiemu Edukatorowi, ostatni zaś jakoweś przekręta miał na sumieniu i sam zrezygnował. Brak było takiego co to mierny i wierny zawsze z wolą książąt będzie się zgadzał.
Skoro zatem pośród ekonomów kandydata dobrego nie było, za inne branże i dziedziny naukowe książęta jęli się brać w swoich poszukiwaniach. "Kto szuka ten znajdzie" powiada przysłowie, tak i nasi włodarze kandydata znaleźli. Szkopuł jeden był, po prawdzie to niewielki, ale był - kandydat umiał budować, niestety nie finansowy raj, tylko ...
... mosty kolejowe z betonu sprężonego (sic!). Oczywistym jest, że szkopuł ten jeden niewielki nie mógł przysłonić prawdy najważniejszej, kandydat gotów był na ich jedno skinienie posadę nową objąć.
Zabiegać zatem Lech i Jarosław zaczęli o poparcie dla swojego kandydata, pośród frakcji Wielkiego Agronoma i Wielkiego Edukatora, by w głosowaniu nie przepadł jak odnowa moralna na taśmach posłanki Renaty. Po prawdzie, to inaczej tego zabiegania zwać nie można jak tylko żałosnym kupczeniem stołkami, ale kto by się tym przejmował.
Tak oto za siedmioma lasami, za siedmioma górami, w państwie pośrodku Europy, wielkiego podskarbiego wybierano. Aby bajkę jeszcze smutniejszą uczynić, rzeknąć wypada na koniec o radzie jaką otrzymał Sławomir herbu Skrzypek, gdy urząd obejmował. Brzmiała ona: Doradców dobrych weź i milcz Waść jak najdłużej się da, a skarb książęcy niezagrożony będzie.
Prawda. Szczera prawda. Mówi bowiem przysłowie: "Mowa jest srebrem, a milczenie złotem!"
Posłowie "Salus rei publicae suprema lex esto" mawiali starożytni Rzymianie. I tylko smutno się robi, gdy okazuje się, że to nie dobro res publicae, lecz dobro partyjne staje się prawem nadrzędnym.