Różnice w poziomie życia widoczne są na pierwszy rzut oka
Już dwa lata mijają odkąd Wielka Brytania stała się częścią Wielkiej Rzeczpospolitej. Wydawało by się, iż okres ten to wystarczający przedział czasu na nadrobienie kolosalnych opóźnień gospodarczych jakie dzieliły wyspiarzy od reszty nowoczesnego świata. Jednak w rzeczywistości sytuacja przedstawia się nieco inaczej i przepaść cywilizacyjna wciąż jest bardzo widoczna. Co prawda cały czas z Macierzy i innych lepiej rozwiniętych prowincji przekazywana jest na wyspy pomoc finansowa, jednak zmiany zachodzą powoli. Po części spowodowane jest tym, iż inaczej niż twierdzili niektórzy politycy kilkadziesiąt lat temu, dobrobytu nie można zbudować z dnia na dzień, gdyż gospodarka to skomplikowany mechanizm wymagający ogromnego wysiłku i czasu, aby zaczął pracować sprawnie i precyzyjnie. Równie długo zmienia się mentalność ludzi.
Inną tego przyczyną jest to, iż spora część pieniędzy przekazywanych na rozwój po prostu się marnuje, poprzez brak pomysłów na ich wykorzystanie oraz wciąż niestety rozwiniętą biurokrację angielską. Pracownicy Centralnego Banku Prowincji Angielskiej, gdzie dostarczane są pociągi z banknotami z Macierzy, opowiadają o rybikach cukrowych (Lepisma saccharina – owad z rodziny molowatych żywiący się papierem) wielkości kota grasujących po korytarzach banku.
Jednak jak mówi jedna z niewielu sensownych mądrości ludowych (większość z nich to banialuki prawiące, że jak kobieta zejdzie z wozu to koniom będzie go łatwiej ciągnąć) , nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Zapóźnienie gospodarcze szybko zaczęli wykorzystywać mieszkańcy Macierzy, decydując się na największą w historii kraju emigrację. Wykorzystują oni prawo odpłatnej pracy w nowo przyjmowanych do Rzeczpospolitej krajach. Za przywilej pracy przez tydzień na wyspach muszą zapłacić pracodawcy równowartość mniej więcej miesięcznych zarobków w kraju. Najwięcej wśród nich jest studentów chcących narobić sobie podczas wakacji długów, które spokojnie mogli by spłacać ze stypendiów otrzymywanych za każdy miesiąc nauki.
O swoich motywach opowiada Andrzej, student inżynierii planetarnej na Uniwersytecie Zgierzyńskim:
- Po pierwsze chciał bym Pana bardzo przeprosić, iż wyłamię się z niepisanych konwencji obowiązujących przy wypowiedziach dla Państwa serwisu i będę używał w miarę poprawnej polszczyzny , uniknę zaś wciąż zdarzających się potworków lingwistycznych w stylu „Panie ta armata była tak wielka, że hoho. Jak łupła to żeśmy z chłopakami, znaczy Frankiem i Józkiem, tym od Maciejowej co to się ciągle puszcza, no wie pan której, wszyscy przecież wiedzą, myśleli ze to kłoniec świata albo inne nieszczęście”. Idiotą nie jestem ani tym bardziej idioty dla krotochwili udawać zamiaru nie mam. Ale ad rem może. Dlaczego wyjechałem? Nie będę kłamał i powiem wprost, że chodziło o pieniądze. Zaraz po rozpoczęciu studiów dostałem comiesięczne stypendium. Pierwsze dwa wydałem na „wino kobiety i śpiew”, taki urok studiowania, że człowiek może i chce się wyszaleć. Za kolejne kupiłem małą wysepkę na Pacyfiku, na której zbudowałem malutką kilkudziesięciohektarową posiadłość na weekendowe wypady. Następne wpłaciłem na niskooprocentowaną lokatę bankową, która powinna zapewnić mi całkiem przyzwoitą emeryturę na stare lata. I pojawił się problem, co zrobić z resztą pieniędzy. Idealnym rozwiązaniem okazał się wyjazd. Z każdym tygodniem pracy powiększa się kwota kredytu na specjalnym koncie bankowym. Pracowałem tu w poprzednie wakacje, zamierzam pracować też w każde następne. Szacuje iż, zaciągnięty dług będzie na tyle duży, że jego spłacanie nada sens mojej pracy w kraju przez kilka lat po ukończeniu nauki.
Studenci nie są jedyną grupą, która zdecydowała się na emigracje stratową lub deficytową jak nazwano ów proceder. W Brytanii jest cała masa zwykłych ludzi którzy w ten sposób reperują swoje nabrzmiałe budżety domowe.
- Panie tu w pracy traci się tyle kasy, że hoho! - wypowiada się, zgodnie już z konwencją pani Grażyna emerytka z Torunia - w kraju nie miałam co robić z pieniondzami [zapis oryginalny - przyp.red.]. Upychałam je do szafy, ale drzwi się nie domykały, a i ubrań nie miałam gdzie położyć. Tutaj natracę ich ile mogę, problem się rozwiąże. Mieszkać też nie jest tutaj źle. Ludziska są miłe często się uśmiechają , po polsku też większość z nich całkiem sprawnie gada. Tylko brudasy z nich straszne. Weźmie taki psa to go na środku chodnika wysra, ma papier w ręce to rzuci pod nogi bo do kosza mu za daleko. Ale można się przyzwyczaić do tego. Chyba zostanę tu przez kilka lat, a potem się zobaczy.
Socjologowie twierdzą, iż zjawisko to jest najzupełniej normalne. Po prostu ludzie są wygodni i dla tej wygody paradoksalnie gotowi są na znaczne poświecenia, takie jak wyjazd z ukochanej Macierzy. Uspokajają też, że zjawisko powoli, wraz z wyrównywaniem się poziomu życia w obu prowincjach, będzie powoli zanikać, a ludzie jak to ludzie natracą pieniędzy i powrócą. Bo przecież w Macierzy często zostali znajomi, zostały ulubione knajpy i miejsca, a Macierz to w końcu Macierz i z niczym równać się na dłuższą metę nie może.
Polub to:
Podziel się:
Aby ocenić, kliknij odpowiednią gwiazdkę (średnia ocena:9 | oddanych głosów:3)
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 2.5 Polska.