Putin sprytnie próbuje przekonać świat, że Rosja to żaden niedźwiedź, co najwyżej niedźwiadek.
Rosja byłego agenta KGB, Władimira Putina, w ostatniej chwili zawróciła z niebezpiecznie demokratycznej drogi. Na szczęście dla Kremla, masa nie poczuła powiewu wolności i z ulgą dla wszystkich podporządkowała się właściwej, silnej i bezkompromisowej władzy. Ile w tym zwrocie radzieckiej spuścizny, a ile caratu, ciężko jednoznacznie ocenić.
To śmieszne, że światowa opinia publiczna wrażliwsza jest na czysto kosmetyczne zmiany istniejącej sytuacji, niż klarowny stan faktyczny.
Dopóki Federacja Rosyjska, nie poprawi państwowej nomenklatury i zacznie zwać się Imperium czy Cesarstwem, być może nikt nie zwróci uwagi na to balansujące na granicy totalitaryzmu państwo. Wszyscy wokół będą podniecać się Białorusią, której naczelny pseudodyktator jest łatwym celem do oprotestowania, pośmiania się, czy nawet szczerego współczucia dla podległych mu współobywateli.
Tymczasem za Białorusią jest Rosja, dużo poważniejszy, zgoła inny, dojrzały totalitaryzm XXI wieku. Gdyby nie wybryki Gorbaczowa i Jelcyna, Putin stałby na czele Związku Radzieckiego, państwa równie komunistycznego co Chińska Republika Ludowa. Ale zastąpienie monotonnej czerwieni na sztandarach jakąś colgateowską mieszanką ma też swoje dobre strony. Przybliża do Europy, Ameryki, pozwala dobrze wyglądać na przeżartych wilgocią i grzybem salonach demokracji. A przecież i tak My wiemy swoje! mówią do siebie Rosjanie defilujący na Placu Czerwonym...
Im szybciej ktoś obudzi się z tego sielankowego snu tym lepiej, bo okres międzywojenny może okazać się tylko chwilą na złapanie oddechu.
Polub to:
Podziel się:
Ten felieton opisuje wyłącznie subiektywny punkt widzenia jego autora.
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 2.5 Polska.