Kto wie, czy gdyby nie wsparcie Polski na początku wieku, FT by nie upadł...
Rzeczpospolita zawsze chętnie pomagała innym narodom. Tak chętnie, że gdy dzisiaj patrzymy w przeszłość to aż żal za serce chwyta, że nie mogliśmy i my z Sobieskim pod Wiedeń iść barbarzyńców gonić, albo chociaż Prusakom przewiny odpuścić i zadowolić się prostym hołdem. Niestety.
Wielu z nas zapewne nie zdaje sobie jednak sprawy, że to co możemy przeczytać w podręcznikach historii jest niczym w porównaniu z tym, co prawdopodobnie nie jeden z nas miał okazję jeśli nie przeżyć, to chociaż usłyszeć od kogoś kto żył w czasach III Rzeczypospolitej. Bo wbrew pozorom, to właśnie wtedy kraj nasz mlekiem i miodem płynący ratował z opresji kogo tylko się dało.
A zaczął od Francji. Konkretnie od Telekomunikacji Francuskiej, która za przyzwoleniem rządu polskiego i znanego filantropa z Wielkopolskiej Ziemi zakupiła Telekomunikację Polską. Oczywiście gdzież tam się równać naszemu skromnemu telekomowi z gigantem znad Sekwany! Przejęcie było więc naturalne. Zgodnie ze sztuką prywatyzacji praktykowaną w naszym kraju na początku wieku jedno przedsiębiorstwo państwowe kupiło drugie przedsiębiorstwo państwowe. A kiedy już ważni i kompetentni urzędnicy odkryli, że Telekomunikacja Francuska to w zasadzie taki sam zbiurokratyzowany, państwowy moloch jak nasz, postanowili siedzieć cicho i udawać, że słowo "zagraniczny" oznacza mniej więcej to samo co "prywatny". Tak oto sprywatyzowano naszą maluczką TP.
Francuzi wzięli się do restrukturyzacji w Polsce z ogromnym rozmachem. Mieli przecież doskonałe doświadczenia w tej materii u siebie. Dlatego też aby chronić interesy francuskich związkowców, rozpoczęli masowo zwalniać związkowców w Polsce. Naturalnie przerost zatrudnienia był ogromny zarówno nad Wisłą jak i nad Sekwaną, jednak głosu znad Wisły tak dobrze nie niesie, a w dodatku mało kto we Francji zrozumiałby cokolwiek.
Jak więc widać, opowieść o wielkoduszności naszego narodu mogłaby z powodzeniem zakończyć się w tym miejscu, jednak byłoby to zakończenie mało spektakularne.
Francuzi postanowili bowiem nie pozostawać dłużnymi wobec dojnej krowy jaką znaleźli w TP i postanowili obdarować ją hojnie i mądrze: własnym zarządem. Przyjechali więc wspaniali specjaliści ze słonecznej Francji i dziwili się bardzo, że w tym dzikim kraju niedźwiedzie polarne zamiast chodzić po ulicach zamknięte są w zoo, a Polacy wcale skośnych oczu nie mają. No może większość Polaków, jeśli nie liczyć tych z okolic stadionu.
Kiedy już wydawało się, że w swej hojności wspanialsi być nie mogą, obdarowali TP dodatkowo własnym logo, zarżnęli budowaną z mozołem markę wartą setki milionów euro jaką była Idea i w zamiast niej zainstalowali Orange. Naturalnie za prawo do używania marki zarządali uczciwej ceny, a taryfy natychmiast poszły w górę, gdyż Francuzi świadomi wielkoduszności Polaków postanowili pójść nam na rękę i ułatwić zadanie dofinansowania francuskich rencistek.
Aby dzieła dopełnić oraz raz na zawsze Polskę w szeregu najbardziej zasłużonych dla łatania francuskiej dziury budżetowej postawić, Francuzi w łasce swojej niezmierzonej postanowili też odsprzedać 1/3 akcji polskiego Orange polskiej Telekomunikacji, która owych akcji zaledwie 2/3 posiadła.
Jakie były skutki tej transakcji? Z punktu widzenia Orange nie wielkie, gdyż i tak zarządzali nią Francuzi za pośrednictwem TP. Z punktu widzenia TP także nie wielkie, gdyż Orange nadal było zarządzane przez Francuzów za ich pośrednictwem. Z punktu widzenia Francuzów wyśmienite, gdyż nadal zarządzali Orange za pośrednictwem TP, a podatnik francuski był do przodu o jakiś miliard euro, który wyłożyli Polacy na zakup akcji.
Tak oto Polska nie po raz pierwszy w historii pokazała jak niezmierzona jest jej wspaniałomyślność i jak nieprzeceniona dalekowzroczność władz. Jak wszyscy wiemy wszystko skończyło się dobrze. Kilkanaście lat później Telekomunikacja Polska znowu stanęła na swoim by dzisiaj mieć 6 miliardów abonentów. To niewątpliwie kolejny miły akcent w całej historii.
Nie chciałbym na koniec pozostawić wrażenia, że jestem zaciekłym przeciwnikiem prywatyzacji. Ba! Jestem wręcz jej orędownikiem. Nikt bowiem nie potrafi zadbać o pieniądze tak, jak ich właściciel, pod warunkiem, że właścicielem nie jest państwo. Jednak zdarza się, że sytuacje takie jak ta opisana podnoszą mi ciśnienie. I zwyczajnie muszę się tym z kimś podzielić.
Polub to:
Podziel się:
Ten felieton opisuje wyłącznie subiektywny punkt widzenia jego autora.
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 2.5 Polska.