Porwany urzędnik wg oświadczenia partyzantek cierpi niezmierne katusze
Skandal w pionie operacji taktycznych MI!
Jak się okazało, Ministerstwo Informacji porwalo Boliwijki, sztuk kilka - dokładnej liczby nie określono - i przetrzymuje je w tajnych ośrodkach rozsianych po całej Macierzy. Tajna akcja nosi kryptonim "Guantanamera".
Celem porwania było rozszyfrowanie niesamowicie skutecznej metodologii prowadzenia akcji zbrojnych boliwijskiej partyzantki, przed którą musiała się ugiąć nawet myśl strategiczno-taktyczna Polskich Korpusów Inwazyjnych. Boliwijska partyzantka sprawia kłopoty nie od dziś - zmienia front średnio kilka razy w miesiącu (przy czym statystyki odnotowują największe natężenie niezdecydowania dokładnie co miesiąc przez około 6 dni, okresy te zyskały szeptaną nazwę "TEGO Tygodnia").
Schwytane podstępem partyzantki przetrzymywano bez nakazu i zarzutów, wożąc je przaśnym odrzutowcem z początków zeszłej dekady "Krogulec", w którym jest zaledwie jeden barek i tylko jedno jaccuzi, a ponadto fotele nie mają nawet standardowych, atłasowych obić, do których zwykłych Obywateli przywyczajają ostatnio Drogie Linie Lotnicze. Przerzucano je pomiędzy kilkoma tajnymi ośrodkami MI, gdzie więżono je w fatalnych warunkach (zaledwie 100 metrów kwadratowych na głowę i jedna wspólna sauna łamie Polską Normę Wiezienną przeszło dwukrotnie!). Kobiety usiłowano przesłuchać i zmusić do zaprezentowania stosowanych przez boliwijską partyzantkę rozwiązań taktycznych, ale odmówiły jakiejkolwiek współpracy z powodu ochronnych skafandrów i grubych szalików, w które je zakutano. Dość ochoczo jednak przystały na prezentację pod warunkiem, że wystąpią we własnym umundurowaniu. Jak dowiedział się pion kontroli wewnętrznej MI, zgodę wydano i do pokazu ostatecznie doszło na jednym z tajnych poligonów w Prowincji Moskiewskiej.
"To jakieś fatum" - mówi nam anonimowo jeden z najwyżej postawionych członków sztabu generalnego, wyłamując nerwowo palce ze stawów - "Mężczyźni mieli prowadzić notatki i szkice taktyczne, a tu - nic, białe kartki. Oficerowie kobiety w swoich notatkach mają tylko pogardliwe uwagi o cellulitisie i za grubych pośladkach. Nagranie filmowe dziwnym trafem wyparowało z tajnej kancelarii i zostało rozpowszechnione w Polnecie, ale anonimowi autorzy tak je zmiksowali, że nie przedstawia już żadnej wartości wywiadowczej!". To właśnie publikacje w Polnecie poskutkowały powołaniem komisji śledczej wewnątrz MI, która po długim i ciężkim, dwudniowym śledztwie ustaliła sprawców, przebieg i osoby odpowiedzialne za podejmowanie decyzji. Dokonano już pierwszych aresztowań, sprawa jest rozwojowa.
Film, który ma postać holowizyjną i jest do ściągnięcia z wielu portali, wpadł w końcu w ręce Boliwijek. Oburzone tak bezczelnym łamaniem prawa po raz ósmy w tym miesiącu zmieniły front i teraz walczą o wyzwolenie Boliwii spod "jarzma Wielkiej Nierządnicy". Porwały też w odwecie Dyrektora Autostrad Polskich w Prowincji Brazylijskiej i żądają jego wymiany na towarzyszki plus nawiązki. List z żądaniem okupu zawierał zdjęcie porwanego (na dowód tego, że żyje) i opis wyrafinowanych tortur, którym zostanie poddany w razie nie spełnienia żądań. Podobno doświadczeni oficerowie w trakcie jego lektury najpierw czerwienili się po czubki uszu, a potem dziwnie tęskno wzdychali. List z nieznanych powodów został utajniony, wiadomo tylko, że sam porwany prosił o nie powiadamianie żony.
"To zrozumiałe - nie chciał, żeby się biedaczka martwiła" tłumaczy z kamienną twarzą rzecznik prasowy MI. Organizacje kobiece oraz rzeczniczki co bardziej sfeminizowanych jednostek wszelkich służb, proszone o komentarz lodowato milczą lub co najwyżej prychają z niewyobrażalną wzgardą.
Haniebny rozgłos, jaki przyniosła ta sprawa MI i polskim wojskom ma też drugie dno - zawiodła ostatnia szansa na okiełznanie tych niezwykłych boliwijskich sił zbrojnych, niezależnych od nikogo i nie kontrolowanych przez nikogo. Oficjalnie pod polską jurysdykcją Polska Prowincja Boliwia jest w rzeczywistości na pewnych obszarach w dużym stopniu niepodległa. W sztabach generalnych panuje powszechna rezygnacja, podnoszą się nawet głosy, że całą sprawę trzeba wyciszyć i milcząco zaakceptować taki stan rzeczy, bo jak uczy historia, nawet "Juliusz Cezar napotkał taką cholerną wioskę...". Głową muru nie rozbijesz - miał rzec Naczelnik na zebraniu kryzysowym połączonych sztabów. Zalecenia dla wojsk brzmią jednoznacznie: ograniczać obszar konfliktu do niezbędnego minimum. Wśród jednostek stacjonujących w okolicach Boliwii powstały już długie listy żołnierzy gotowych ochotniczo oddać "życie, a nawet trochę honoru" byleby utrzymać spokój w Ameryce Południowej.
Polub to:
Podziel się:
Aby ocenić, kliknij odpowiednią gwiazdkę (średnia ocena:9.8 | oddanych głosów:22)
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 2.5 Polska.