"O tempora, o mores!" zakrzykują jak jeden mąż Obywatele Najjaśniejszej Wielkiej Rzeczypospolitej, słuchając najnowszych doniesień z kraju. Ostatnie dni pokazały, że nie można już ufać nikomu, a co najgorsze, nasze państwo jest wobec tego bezradne.
- Miało być tak, kur...czę pięknie – płacze Pan Zdzisław, rencista z Lubelszczyzny. – Człowiek chciał trochę dzieciom pomoc, żeby po jego śmierci nie musiały się z tym całym gigantycznym majątkiem męczyć, a tu dupa. Takie coś.
Rozżalonych ludzi udało nam się spotkać na ulicy dużo więcej. Każdy z nich dzielił się z nami swoimi historiami, związanymi z upadłą niedawno spółką Golden Amber, która od obywateli naszego kraju przyjmowała gigantyczne sumy pieniędzy, obiecując szybko je stracić na nieudane operacje w krajach trzeciego świata.
- Wszystko wyglądało wiarygodnie – cały czas nie dowierza Pani Eulalia, ekspedientka w sieci Społem. – Sprzedawanie piasku na Saharze musiało skończyć się finansową katastrofą. Po prostu musiało. Nie rozumiem co poszło nie tak.
Niestety coś poszło. Od tygodni redakcje gazet, prokuratury, oraz właściwe komórki w Ministerstwie Informacji zalewane były doniesieniami o tym, że przelane kwoty nie tylko wracają na konta klientów nieuczciwej firmy, ale do tego powiększone są o kilkudziesięcioprocentowe odsetki. Co gorsza nie było możliwości wyjaśnienia tej sytuacji – oddziały spółki były zamknięte "z powodów technicznych", a przemawiający na konferencji prasowej prezes Golden Amber zaklinał się, że przelane klientom pieniądze można będzie zwrócić, gdy tylko jakiś bank założy mu konto, którego chwilowo niestety nie posiada.
Wyjaśnienia te nie uspokoiły ludzi, którzy zaczęli licznie gromadzić się pod zamkniętymi oddziałami. Atmosfera miejscami osiągała temperaturę wrzenia.
- Mamy tu coś dla pana prezesa – krzyczał Pan Ignacy, prezentując przyniesiony wraz synami gładko ciosany pal. – Jak młodego Tuchajbejowicza na palik naniżemy. Nie będzie mi sku**iel oszczędności mojego życia podwajał.
Wiele osób część odpowiedzialności zrzuca na organy państwowe, które niedostatecznie mocno ostrzegały przed oszustami.
- Co kuźwa z tego – bulwersuje się Pan Stach – że w polnecie na co drugiej stronie Ministerstwo Informacji wyświetlało ostrzeżenie, a w skrzynce na drzwiach miałem dwa kilo ulotek przestrzegających przed firmami oferującymi nadzwyczajnie wysokie straty. Nie musiałem tego czytać. To Naczelnik jest wszystkiemu winien.
Niestety najgorsze obawy oszukanych klientów okazały się prawdą i kilka dni temu spółka ogłosiła, że nie jest w stanie przyjąć od swoich klientów żadnych należności i ogłosiła antyupadłość.
- Obecnie w biurach firmy trwają zakrojone na szeroka skalę przeszukania – wyjaśnia rzecznik Ministerstwa Informacji. – Zabezpieczamy dokumenty księgowe. Niestety okazuje się, że spółka zamiast w sprzedaż piasku na Saharze zaangażowała się nie tylko w szereg nadzwyczaj intratnych przedsięwzięć, ale również jej właściciele potajemnie dorzucili do skarbca całe swoje oszczędności, obarczając później nimi Bogu ducha winnych klientów. Kwoty, które jeszcze zalegają na kontach firmy są wręcz astronomiczne.
Sprawa na chwilę obecną jest jak najbardziej rozwojowa, jednak już teraz rozpoczęła się dyskusja na temat kary jaką należałoby wymierzyć osobom stojącym za Golden Amber. I jakkolwiek postulowane przez pana Ignacego wbicie na pal nie znajduje się aktualnie w kodeksie karnym, to nieoficjalne sygnały dochodzące z Pałacu Naczelnikowskiego sugerują, że w tym przypadku nie wykluczony byłby pewien wyjątek.
Ministerstwo Informacji raz jeszcze ostrzega – obietnice nadzwyczajnie wysokich strat łączą się z wysokim ryzykiem niebotycznych wręcz zysków. Obywatelu – bądź czujny!
Artykuł powstał na podstawie pomysłu Obywatela Ambrose
Polub to:
Podziel się:
Aby ocenić, kliknij odpowiednią gwiazdkę (średnia ocena:9.6 | oddanych głosów:57)
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 2.5 Polska.