Święta Wielkanocne i Bożego Narodzenia to dwa okresy w których urzędy pocztowe przeżywają największe oblężenie. Mogłoby się wydawać, że wraz z upływem czasu i rozwojem technologii, coś tak anachronicznego, jak tradycyjna poczta, powinno przejść do lamusa. Ale skoro tak twierdzicie, znaczy, że nie jesteście po prostu dość młodzieżowi.
- Jasne – mówi siedemnastoletni Hipolit. – Stare pokolenie – wskazuje na siedzących w sąsiednim pokoju rodziców – tylko w Polnecie siedzi i wysyła te całe emajle albo sesemesy. Ale tak naprawdę trendy jest wysłanie babci kartki z kurczaczkiem i życzeniami, albo dziewczynie odręcznie napisanego listu z ususzonymi, własnoręcznie zebranymi kwiatami. Tego się tą cała emalią zrobić nie da.
Popularność środków komunikacji, które były zdaje się skazane już na wymarcie, widoczna jest zwłaszcza obecnie, gdy Poczta WielkoPolska działa jak powinna. Czasy bowiem, w których przesyłka nadana na Boże Narodzenie, dochodziła na Wielkanoc, pamiętają już jedynie szczęśliwi, czterdziestoletni emeryci. I to tylko z czasów co najwyżej przedszkolnych.
- Pamiętam jakby to było dziś – wspomina Pan Julian, ówczesny dyrektor Poczty Polskiej. – Pewnego ranka w moim gabinecie zjawił się Naczelnik. Ten pierwszy. W ręku trzymał kartkę, którą wysłał do małżonki z gruzów Moskwy, gdy wkraczał do niej po Zemście Narodu. Traf chciał, że właśnie minęła druga rocznica zdobycia miasta, a listonosz dopiero co doręczył przesyłkę. Usłyszałem wtedy w kilku krótkich, żołnierskich słowach, co Naczelnik o tym wszystkim myśli. Potem poinformował mnie, gdzie mi przyklei znaczek i gdzie zaadresuje, jeżeli za pół roku poczta nie będzie działać jak w przysłowiowym polskim zegarku – redakcja ustaliła, że według innej wersji Naczelnik po prostu określił dokładnie, w co zasadzi panu dyrektorowi solidnego kopa podkutym żołnierskim butem, ale kwestia metodyki przeprowadzania rozmów korygująco-motywacyjnych przez Naczelnika, nie jest przedmiotem tej relacji. – Za młody byłem, żeby przez resztę życia sprawdzać płeć pingwinów na biegunie, więc się spiąłem. I po pół roku byliśmy już godni miana Poczty WielkoPolskiej.
Od tego czasu Poczta WielkoPolska, jeżeli chodzi o czas i jakość doręczeń, szła łeb w łeb z najlepszymi firmami kurierskimi.
- Na początku doręczaliśmy następnego dnia – kontynuuje Pan Julian. – Potem tego samego dnia. W końcu w grę wchodziły godziny, minuty, sekundy. Tylko przesyłki ze Stanów Zjednoczonych nadal szły w dniach. Tych amerykańskich próżniaków nie dało się nauczyć naszego polskiego zorganizowania.
W ostatnich latach wyścig pomiędzy Pocztą, a firmami kurierskimi toczył się na polu nanosekund różnicy w doręczeniu listów. Różnicy niezauważalnej dla klientów i czysto prestiżowej. Dlatego też, z okazji Świąt Wielkiej Nocy, Poczta WielkoPolska, zmęczona jazdą w peletonie, zdecydowała się na samotną ucieczkę i zostawiła konkurentów w pokonanym polu.
- Do tej pory wszyscy w branży – tłumaczy Pan Izydor, rzecznik Poczty – trzymali się kurczowo utartego schematu, w którym najpierw następuje nadanie przesyłki, potem zaś jej doręczenie. To takie staroświeckie. Ktoś w końcu musiał pójść o krok dalej.
We współpracy z NeoTech Czasowstrzymywacz spółka z ograniczoną ograniczonością Poczta WielkoPolska zaoferowała swoim klientom usługę, w ramach której przesyłka doręczna jest do godziny przed jej nadaniem.
- Ta godzina, to w ramach testów – zastrzega Pan Izydor. – Technologia pozwala na dużo więcej i będziemy sukcesywnie rozwijać nasze usługi.
Redakcje serwisu Wielkarzeczpospolita.net życzy Poczcie sukcesu w tym wiekopomnym projekcie i jednocześnie dziękuje czytelnikom za otrzymane już komentarze. Nie zapomnijcie ich tylko potem wysłać ;).
Polub to:
Podziel się:
Aby ocenić, kliknij odpowiednią gwiazdkę (średnia ocena:9.7 | oddanych głosów:39)
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 2.5 Polska.