Moje publicystyczne umiejętności, jak wiadomo tym, którzy je poznali, uwidaczniają się w pełnej krasie, gdy zachodzi możliwość dokopania jakiemuś baranowi, który poprzez publiczną demonstrację swoich kompromitujących zachowań lub zwierzęcej głupoty stanowi pożywkę dla mojego niewyżytego sarkazmu, któremu litość dla bliźniego – a już szczególnie, jeżeli jest on idiotą - jest obca.
Tym razem na celowniku mam nadwornego ajatollaha TVN Religia, niejakiego Szymona Hołownię, który po opublikowaniu ton chorych przemyśleń na temat seksu i zbawienia stracił – chwała Bogu! – wenę i uznał, że zrobiło się o nim za cicho; w końcu robienie za piąte koło u wozu w idiotycznym widowisku „Mam talent” z całą pewnością nie zapewni wystarczającego rozgłosu skromnemu katolikowi.
W związku z tym inkryminowany myślał – jak wnioskuję z poziomu rzeczy wymyślonej - bardzo krótko i wpadł na kolejną bzdurę: raczył był iluminować Naród Polski niezbędną do właściwego życia i rozwoju psychicznego informacją, że wyewoluowało zjawisko społeczne zwane przez fachowców jego pokroju jako „churching”.
Zainteresowanych informuję za Hołownią, że churching jest odpowiedzią katolików na clubbing: rozrywkę grzeszną i Bogu niemiłą, bowiem polegającą na szwendaniu się po wszystkich możliwych klubach: immanentnie zatem związaną z chlaniem, ćpaniem, dymaniem się z kim popadnie tudzież kompleksowym obrzygiwaniem publicznych szaletów bądź innych obiektów, nierzadko również istot ludzkich, mających pecha znaleźć się akurat w pobliżu lub gustujących w zaawansowanych uciechach podobnego sortu.
Jak wynika z powyższego opisu, clubbing w tym wydaniu jest rozrywką dla opóźnionych w rozwoju zblazowanych nastolatków na poziomie gimnazjum lub liceum, którym się roi w pustych łbach, że nabędą przymiotów dorosłości poprzez dokonywanie wzmiankowanych czynów, a w szczególności chlania i dymania; co bezapelacyjnie jest godne politowania i sugeruje, że rodzicom tychże nastolatków zabrakło rozumu i stanowczości przy ich wychowywaniu.
Skoro zatem churching jest odpowiedzią na clubbing, z prostej logiki wynika, że polega on na włóczeniu się po kościołach, ćpaniu i chlaniu słowa Bożego - nie stwierdzono, czy kończy się to potem jego wyrzygiwaniem. Może także churching kończyć się - w przypadkach nieletnich miłośników tej rozrywki – na dymaniu się z proboszczem, co oznacza, że mamy cały zestaw czynności zbliżonych do konkurencyjnej dyscypliny, a jednak nieco innej kategorii, te bowiem – także ostatnia! - są Bogu miłe, jako że papieże nie są im przeciwni: a jak wiadomo, następca Świętego Piotra się nie myli.
Cóż, mając do wyboru clubbing lub churching, po namyśle wybrałbym jednak to pierwsze; wybór ów podyktowany jest tym, że churching nie ma absolutnie żadnego polotu, a nudny jest jak flaki z olejem: bądźmy szczerzy, zasnąć można podczas jednej tylko mszy. Dawkowanie sobie ich w liczbie kilkunastu dziennie z pewnością prowadzi do zaburzeń behawioralnych kończących nałogowym słuchaniem Radia Maryja na starość lub wizytą w psychiatryku już w młodości. W obliczu takich zagrożeń wybór chlania na umór, wciągania amfy celem uzyskania lepszych mocy imprezowych lub zaliczania równie pijanych i zaćpanych nastolatek wydaje się być oczywisty.
Podsumowując, mojemu dziecku (o ile kiedykolwiek poszura mnie po mózgu na tyle, by je mieć) raczej nie zalecę ani jednej, ani drugiej formy spędzania czasu wolnego. Poczekam raczej, aż dorośnie na tyle, by przestać nieudolnie udawać, że jest dorosłe i samo pojmie, że najrozsądniejszą opcją jest zwyczajne wyjście do klubu czy dwóch raz na jakiś czas, celem lekkiego wstawienia się i przetańczenia całej nocy. Clubbingiem nazwać tego nie można, bowiem jest to po prostu dobry i kulturalny melanż, który każdemu od czasu do czasu się należy.
Na zakończenie dodam, że sam także sklasyfikowałem kolejne społeczne zjawisko. Jest nim idioting, który polega na łażeniu po redakcjach rozmaitych mediów i w każdej kolejnej robieniem z siebie coraz to większego wała. Jednym z prekursorów tejże rozrywki i zarazem uznanym w niej autorytetem jest Szymon Hołownia: gratuluję i życzę dalszych sukcesów.
Polub to:
Podziel się:
Ten felieton opisuje wyłącznie subiektywny punkt widzenia jego autora.
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 2.5 Polska.