Król Sicalo informuje o przedsięwziętych krokach dyplomatycznych
Kolejne kłopoty ma, ubiegająca się o światowe znaczenie, Unia Afrykańska. Tym razem problem stanowi objęcie tak zwanej prezydencji (forma przywództwa obowiązująca w unijnych strukturach) przez Angolę.
Zgodnie z przyjętym przez Unię Traktatem Monrowijskim, co pół roku kolejne państwo Unii sprawuje prezydencję w organizacji. Wiąże się to z organizowaniem różnorakich szczytów, koordynowaniem prac unijnych instytucji, określaniem priorytetów polityki wewnętrznej oraz zagranicznej i tym podobnymi czynnościami, które w naszym państwie zwykł wykonywać Naczelnik.
Dotychczas (do końca 2060 roku) prezydencję w Unii Afrykańskiej sprawowała bratnia Republika Zimbabwe , jednak od 1 stycznia, ten wątpliwy zaszczyt przypada w udziale Angoli. Skonfliktowane z tą ostatnią Zimbabwe (chodzi o zatargi związane z eksportem i importem śniegu oraz o drobne spory graniczne), natychmiast ogłosiło, że rządzący Angolą premier Vitor Oroboro, którego partia w ostatnich wyborach zdobyła ponad 70% głosów, prowadzi w swoim kraju politykę zaprzeczającą afrykańskim ideałom, o które walczy Unia, więc jego kraj nie powinien pełnić prezydencji.
Vitor Oroboro, choć popierany przez tak wielu krajan, faktycznie zdaje się łamać pewne zasady, które od lat zapewniały Kontynentowi Afrykańskiemu chaos, wojnę i zniszczenie. Już jego pierwszym politycznym grzechem na długiej liście przewinień jest to, że do władzy doszedł w wyniku wolnych, demokratycznych wyborów.
- Przecież to jest niedopuszczalne - grzmiał oskarżający głos ministra spraw swoistych Zimbabwe, na specjalnej konferencji prasowej, zwołanej w sprawie kłopotliwego premiera - Te wybory, to był jakiś koszmar. Ani jednego spalonego komitetu, ani jednego pobitego opozycjonisty. Widział ktoś kiedyś coś równie demokratycznego?
Jednak na uczciwym zwycięstwie Oroboro nie poprzestał. Gdy jego partia osiągnęła liczbę miejsc w parlamencie pozwalającą na przeprowadzenie nawet najbardziej karkołomnych reform, nowy rząd natychmiast wziął się do niezbyt chlubnej pracy. Najpierw zażegnano wojnę domową pustoszącą wschodnie i północne rubieże kraju od blisko dwudziestu lat.
- Faktycznie, jest to pewna walka z tradycją - komentuje anonimowy minister spraw zewnętrznych pewnego afrykańskiego państewka - Gdyby chociaż rozniósł tych partyzantów na czołgach... ale on z nimi podpisał porozumienie i zawieszenie broni... bez komentarza.
Dalsze decyzje premiera uderzały jeszcze bardziej w fundamenty afrykańskiej polityki - zlikwidowano policję polityczną, wypuszczono pojmanych opozycjonistów, zabroniono eksterminacji na tle rasowym i zniesiono cenzurę. Obecnie rząd forsuje ustawę, która pozwoli na powstanie wolnych mediów.
- Praktycznie mamy tu do czynienia z demokracją - stawia bardzo ostry argument wpływowy polityk z Harare - Premier Oroboro demokratyzuje kraj. Nie taki jest chyba cel Unii.
Co na to inne państwa? W zasadzie, wszyscy członkowie wspólnoty, przyglądają się wydarzeniom w Angoli jeśli nie z lękiem, to z zażenowaniem. Król Suazi, Sicalo I, odprawił już rytualny taniec, który ma sprowadzić na premiera Oroboro „coś na kształt francy” (wolne tłumaczenie z języka Suazi - przyp. red.). Nieco bardziej ostrożnie do sprawy podchodzą niedawni sojusznicy Angoli - Nigeria i Kamerun, które razem z demokratyzującą się republiką tworzą tak zwaną Grupę Gwinejską. Minister ds. wszystkiego z Kamerunu (który ma objąć prezydencję w drugiej połowie roku) wydał ze swoim nigeryjskim odpowiednikiem wspólne oświadczenie, w którym wyraża nadzieję, że „okres prezydencji Republiki Angoli, nie przyniesie wstydu krajom Grupy Gwinejskiej”.
Czyżby Unię Afrykańską czekał kolejny kryzys?
Polub to:
Podziel się:
Aby ocenić, kliknij odpowiednią gwiazdkę (średnia ocena:9.2 | oddanych głosów:32)
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 2.5 Polska.