-Chcemy pokoju - słowa te mogą zdziwić kogoś, kto dowie się kto je wypowiedział. A wypowiedział je Zły Bliźniak. -Wro... przepraszam, przeciwników, nie chcemy zabijać. Chcemy dać im szanse poprawy. Gdyby tylko zrobili to samo, chętnie walczylibyśmy gumowymi kulami, aby nikomu nie stała się krzywda. Właściwie to nic nie mamy do warszawskiego Naczelnika. Nigdy też nikogo popierającego Totalitaryzm Oświecony nie nazwiemy postdemokratą. Umiemy rozmawiać i znaleźć punkty wspólne w obu naszych wizjach.
Trochę dziwi taka postawa, szczególnie gdy przypomnimy sobie retorykę z początków buntu. Nic więc dziwnego, że większość lojalistów nie bierze ich poważnie, lecz uznaje za fortel mający zmniejszyć morale w armii rządowej. Tak czy owak, czy deklaracje te są prawdziwe dowiemy się dopiero po bitwie - niezależnie od tego, jaki będzie jej wynik.
Tymczasem w obozie lojalistów nastroje są... różne. O ile sam marszałek dużo mówi o pokoju, zgodzie ze zbuntowanymi i wspólnej naprawie tego, co konflikt zniszczył, o tyle pułkownik Janusz herbu Płonący Kot jasno rzuca słowa o patroszeniu wrogów. Nikt nie wie, w jaki sposób zamierza podpisywać pokój z wrogami wypatroszonymi. Czy też może po podpisaniu pokoju sam się zbuntuje i stworzy oddziały partyzanckie? I czy oddziały te byłyby tępione przez armię, skoro teraz przełożeni jakoś nie dyscyplinują pułkownika? Nie wiadomo, jak sytuacja będzie wyglądać po bitwie.
Pojawia się więc pytanie: czy musi dojść do walki? Niestety, tak. Ważne jednak, by każda ze stron zrozumiała intencje przeciwnika. Jedni służą legalnemu rządowi, drudzy osobie uznawanej przez nich za prawdziwego Naczelnika.
Polub to:
Podziel się:
Aby ocenić, kliknij odpowiednią gwiazdkę (średnia ocena:9.3 | oddanych głosów:13)
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 2.5 Polska.