Jeśli lekarz zawiedzie, to pacjent sam się obroni.
Polska służba zdrowia jest w opłakanym stanie. Każdemu bowiem spłynie po policzku przynajmniej jedna łezka wzruszenia, gdy ujrzy nowoczesne wyposażenie, przytulne sale i profesjonalny personel, który zajmie się chorym całodobowo, a po wyleczeniu odwiedzi go w domu i zapyta o zdrowie. Starsi obywatele, którzy pamiętają szpitale sprzed reform Naczelnika (źli ludzie twierdzą, że opracował je sztab specjalistów, ale nie należy wierzyć w te brednie - kłamcy zostaną znalezieni i osądzeni), po prostu płaczą ze wzruszenia. Płaczą już w recepcji. Płaczą, gdy są prowadzeni sterylnie białymi korytarzami ("Ta biel piecze!" - skarżą się bakterie) do swych sal. Płaczą leżąc w łóżku. Płaczą, gdy korzystają z basenu. Prywatny basen olimpijski w każdej sali to już standard. Niestety jeszcze nie we wszystkich można znaleźć drużynę pływaczek synchronicznych.
Za wszystko trzeba płacić, a ceny są bardzo wysokie. Za pojedynczą pigułkę można kupić już średniej klasy samochód. Dlatego wszyscy omijają je szerokim łukiem. Każdy woli mieć samochód z najwyższej półki, czyli najdroższy.
- Musieliśmy zbudować bardzo duże półki. Na tych normalnych samochody nie chciały się mieścić. Chciałbym zapewnić naszych klientów, że nasze półki są najwyższe w całym mieście. I ciągle dobudowujemy nowe piętra! - chwali się pan Jerzy, właściciel salonu samochodowego.
Szpitale, choć ich kierownictwo troi się i dwoi w wydawaniu pieniędzy (niektórzy dyrektorzy prowadzą już podwójne życie), nie mogą przestać zarabiać na swoje utrzymanie. Na dodatek corocznie w ich budżetach pozostaje kilka milionów nadwyżki.
- Taa... Zaczęliśmy już palić nimi w piecu na zimę. Przyznam się panu, że czasem sam dorzucę coś od siebie, ale o tym cicho sza, bo mnie wyrzucą z pracy lub, co gorsza, dadzą podwyżkę - mówi tajemniczy pracownik kotłowni jednego z warszawskich szpitali.
Najwyższe władze postanowiły coś z tym zrobić. Trwają pracę nad pakietem nowych reform, które mają obniżyć dochody szpitali, a co za tym idzie, zwiększyć populacje krokodyli w delcie dolnego Nilu. W powiecie czeskim wprowadzono na próbę nowy system, który wkrótce ma zacząć obowiązywać w całym kraju. Teoretycznie prawie nic się nie zmieni. W praktyce to lekarze, a nie pacjenci, będą płacić za wizyty. Ceny nie są wygórowane. Lekarz pierwszego kontaktu zapłaci nam do 1000 zł lub dwa worki betonu.
- Mamy nadzieję, ze to ukróci wizyty tych, którzy w szpitalu leczyć się nie muszą. Szpital to nie hotel, może trochę stacja paliw, ale nie hotel – mówi pani Ludwika, salowa.
Polub to:
Podziel się:
Aby ocenić, kliknij odpowiednią gwiazdkę (średnia ocena:9.5 | oddanych głosów:41)
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 2.5 Polska.