„Sejmie, wróć!!!”. Każdy, kto w ostatnich dniach, przechadzając się po ulicach polskich miast, widział to hasło wypisane na murach, musiał się solidnie zastanawiać, czy przypadkiem ta odrobina życiodajnego płynu, który wydestylował wczoraj w piwnicy w tajemnicy przed żoną, a następnie spożył wspólnie ze szwagrem, aby na pewno została przygotowana dokładnie zgodnie ze starym przepisem dziadunia.
Tym wszystkim, których na lekcjach historii dużo bardziej zajmował dekolt koleżanki z sąsiedniej ławki, niż słowa profesora, przypominamy, że Wielka Rzeczpospolita nie posiada Sejmu od czasu sławetnej akcji „Świniobicie”, kiedy to wybrańcy narodu wpadli w objęcia (lub też raczej, pomimo rozpaczliwych prób ucieczki, zostali w nie wepchnięci) rozentuzjazmowanego ich wybitnymi osiągnięciami społeczeństwa.
Przez kolejne dziesięciolecia brak owego organu z polskim systemie politycznym uważany był za zdecydowany pozytyw, ostatnio jednak coraz więcej osób zaczęło się zastanawiać, czy nie powrócić do tej pięknej i wielowiekowej tradycji. I trzeba przyznać, że wbrew pierwszym oporom, które pojawiają się w umyśle każdego zdrowego psychicznie Obywatela Najjaśniejszej Wielkiej Rzeczypospolitej, idea ta nie jest tak bardzo nonsensowna, jak mogłoby się z początku wydawać.
- Taki poseł – wyjaśnia Pan Lucjan, nauczyciel historii antycznej – to pobierał całkiem solidną pensyjkę. Do tego dodatki na utrzymanie biura i temu podobne. Państwo fundowało im też tablety, żeby mieli na czym w pasjansa pograć, czy jakąś gładką dziewoję w negliżu obejrzeć. I to wszystko razy 460 plus jeszcze do tego kolejna setka senatorów. No i na koniec te premie. Taki marszałek i jego zastępcy to dobrą średnią krajową roczną pensję potrafili sobie zafundować za dobrze wykonaną robotę. W dzisiejszych czasach szalejącego garbu budżetowego nie można lekkomyślnie odrzucać żadnej okazji, żeby trochę publicznego grosza przepuścić. A historia jest przecież najlepszą nauczycielką.
- A prawda, prawda – kiwa z uznaniem stojący obok Pana Lucjana Pan Stach. – Ale trzeba pamiętać, że 460 posłów to było, jak Polska liczyła niecałe 40 milionów mieszkańców. Teraz powoli do 10 miliardów dobijamy, więc proporcje jakieś trzeba by zachować.
- A jak – zgadza się Pan Jan. – Przy skrzyżowaniu Alei I Naczelnika i Bohaterów I Wojny Totalnej jest piękna działeczka pod nowy budynek Sejmu. Tak ze dwadzieścia kilometrów kwadratowych. W końcu stary i tak się w końcu podczas „Świniobicia” sfajczył, a następnego lata rolnicy w czynie społecznym zaorali jego zgliszcza. Na miejscu odczyniono też zdaje się jakieś egzorcyzmy. Budowa nowego mogłaby całkiem sporo kosztować.
Mimo jednak oczywistych argumentów ekonomicznych, przemawiających za powrotem do staropolskiej tradycji sejmowania, nie wszyscy są do niego przekonani.
- No nie wiem – po dłuższym kręceniu w milczeniu nosem, odpowiada w końcu zagadnięty przez nas rzecznik Ministra Informacji. – Słyszałem wprawdzie, że w dawnych czasach lekarze, żeby poprawić stan pacjenta, przystawiali mu do ciała pijawki, ale nie jestem pewien, czy w dzisiejszej, oświeconej erze na pewno powinniśmy iść w tym kierunku.
No i rzecz jasna pozostaje jeszcze jeden problem. Skąd wziąć tysiące jeleni, którzy zgodziliby się przyjmować od państwa ciężki hajs za nie robienie zupełnie niczego pożytecznego?
Polub to:
Podziel się:
Aby ocenić, kliknij odpowiednią gwiazdkę (średnia ocena:9.5 | oddanych głosów:31)
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 2.5 Polska.