W Stanach Zjednoczonych powstał nowy podgatunek gołębia. Nikt go nie stwarzał, ani w laboratorium (sposób nowoczesny), ani w hodowli (sposób tradycyjny). Gołąb postkryzysowy - bo tak brzmi jego nazwa - wyewoluował w sposób (prawie) naturalny w silnie zanieczyszczonym środowisku amerykańskich miast.
- Niezwykle silna presja doboru naturalnego wypremiowała osobniki najsilniejsze, potrafiące przeżyć tam, gdzie żaden inny gatunek żyć nie potrafi. Dodatkowo bezustanny kontakt z różnego rodzaju substancjami spowodował dużą ilość mutacji genetycznych. Te, które pomagały przetrwać, były dziedziczone - tłumaczą ewolucjoniści.
Czym nowy gatunek różni się od zwykłego miejskiego gołębia? Po pierwsze, potrafi żywić się niemal wszystkim. W początkowej fazie ewolucji ptaka władze były nawet zadowolone z takiego obrotu sprawy, gdyż zmniejszał się problem odpadków. Tak więc, jeśli resztki jakiegoś jedzenia zmieszane są np. z proszkiem do prania, nie stanowią dla gołębia postkryzysowego żadnego problemu. Kałuża koloru tęczowego (czasem świecąca nocą) bywa często jedynym wodopojem. Oczywiście natura okazała się silniejsza i na dziesięć gołębi dwa przeżywały - a często były to samiec i samica.
W przeciwieństwie do tępionych szczurów, gołębie nie miały niemal wrogów - koty nauczyły się, iż takich ptaków lepiej nie ruszać, jeśli nie chce się otruć. Ludzie natomiast gołębie nawet dokarmiali, dziwiąc się tylko potem, że są tak tłuste, choć praktycznie nie mają nic do jedzenia. Byli też uważni, rozkładając trutki na gryzonie - tak, aby ptaki nie mogły przez przypadek się otruć.
- Dziś jest to już zbyteczne, gołębiowi postkryzysowemu nic nie zaszkodzi. Stworzyliśmy mu dziwne warunki, i teraz tego żałujemy - opowiada mieszkaniec Chicago.
Dlaczego mieszkańcy teraz żałują? To proste. Zdarzały się przypadki ciężkich poparzeń odchodami, pomimo grubej czapki. Nie mówiąc już o kilku przedziurawionych dachach samochodowych, wytrawionych parapetach oraz pomnikach bez głów i ramion.
Co możemy doradzić Amerykanom, aby gołębie nie mutowały? W ramach pomocy MI wydrukowało plakaty i ulotki zachęcające, aby:
- dokarmiać je naturalnymi produktami (dokarmianie nie powinno odbywać się bezpośrednio na parapecie, szczególnie gdy poniżej znajduje się świeżo malowana elewacja, inny parapet lub chodnik)
- nie wylewać chemikaliów do kałuży;
- załatać wreszcie miskę olejową w swoim rozsypującym się samochodzie (i to nie gumą do żucia);
- bak z benzyną też;
- nie wyrzucać resztek żywności razem z odpadami chemicznymi;
- zamykać śmietniki.
Po zastosowaniu się do tych rad problem powinien zniknąć sam, gdyż tłusty i nieruchawy gołąb postkryzysowy przestanie być trujący dla miejskich dachowców (stając się ich łatwym łupem), i ustąpi tradycyjnej odmianie tego ptaka.
Polub to:
Podziel się:
Aby ocenić, kliknij odpowiednią gwiazdkę (średnia ocena:8 | oddanych głosów:43)
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 2.5 Polska.