Kolejny polski bank okazał się niewpłacalny. Tym razem był to bank Braci Lemańskich. Cudem tylko (a raczej dzięki polskiej myśli inżynierskiej) nie upadł dosłownie - to znaczy nie zawalił się budynek. Wszystkiemu winne nietrafione inwestycje w nieruchomości.
- Kupowaliśmy, co się tylko da. Rozwalające się stodoły w jakiejś poleskiej wsi. Mieliśmy nadzieję, że się rozpadną i wreszcie stracimy choć parę milionów. Niestety, zawsze jakiś okoliczny gospodarz postanowił pozbyć się trochę gotówki i stodoły regularnie remontował. Stare zardzewiałe przystanki PKS. Jak na złość wpisano je potem na listę zabytków i ich wartość drastycznie wzrosła. Nawet psie budy przynosiły potworne zyski. Ale nie to nas pogrążyło. Ostatnim gwoździem do trumny było pozbywanie się wartych miliardy domów, na które udzielaliśmy kredytów. Nie żądaliśmy ich spłacania, niestety jakieś głupie przepisy kazały przejąć domy. Teraz finansiści mówią: trzeba było pomyśleć, jak ktoś bierze kredyt, to przecież po to, by spłacić więcej niż wziął. Ale nie myśleliśmy, że tak nas oszukają! Takie nieszczęście!
Co się właściwie stało? Bracia Lemańscy próbowali ukryć katastrofalne położenie banku. Nie kupowali nowych sejfów na nadmiar gotówki, bo to wzbudziłoby podejrzenia. W wielkiej tajemnicy sprowadzili superkompresor, mający upchnąć w sejfie sto razy więcej banknotów, niż ilość dozwolona. Niestety, nawet polskie sejfy mają ograniczoną wytrzymałość.
Za pięć dziewiąta rano potężna eksplozja wstrząsnęła siedzibą banku. Przez okna w piwnicy i na parterze (bo fragmenty sejfu przedziurawiły w kilku miejscach strop) pod ogromnym ciśnieniem zaczęły wylatywać na ulicę masy banknotów. Powódź przewróciła kilku przechodniów, a nawet przesunęła dwa zaparkowane w pobliżu samochody. Próby zamiatania kłopotów pod dywan wyszły na jaw.
Dziesięć po dziewiątej pod bankiem zaparkowały dwie... dwa zidentyfikowane pojazdy, poprzedzone pługami śnieżnymi oczyszczającymi im przejazd. Właścicielom banku kazano dokładnie pozbierać wszystkie swoje pieniądze i zabrać z powrotem. Nie mieli już innego wyboru, jak ogłosić upadłość firmy i w ten sposób pozbyć się choć trochę gotówki. Tym razem niestety, w przeciwieństwie do poprzedniej podobnej sprawy Banku Koziowólskiego państwo nie chciało i nie mogło ratować przedsiębiorstwa gigantycznym podatkiem za oczyszczanie, gdyż bankierzy sami już zaczęli usuwać gotówkę z ulicy.
Polub to:
Podziel się:
Aby ocenić, kliknij odpowiednią gwiazdkę (średnia ocena:8.9 | oddanych głosów:33)
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 2.5 Polska.