Wielkie piłkarskie święto w Macierzy po wyjazdowym zwycięstwie nad Mozambikiem 2:0. Na pierwszy rzut oka, okazja do radości żadna, ba, można by sądzić wręcz, że to żenada, hańba i wstyd. Ale nic bardziej mylnego (te pierwsze wrażenia i pozory). Przejdźmy zatem do meritum, co by nie trzymać w niepewności widzów, którzy nie zdecydowali się obejrzeć wspomnianego spotkania i nie wiedzą do końca w czym rzecz i skąd takie emocje.
Na początek warto podkreślić, że mecz naszej reprezentacji cieszył się niesłabnącym zainteresowaniem zarówno wśród mediów jak i zawsze wiernych i oddanych kibiców. Okazało się ono na tyle duże, że tylko nieliczni z pośród przybyłych reporterów, byli w stanie pomieścić się w kurniku, który został obrany za miejsce zorganizowania konferencji prasowej przez działaczy piłkarskich Mozambiku. Jak dowiedzieliśmy się z nieoficjalnych źródeł, było to jedyne w okolicy stadionu pomieszczenie, mogące pomieścić większą ilość osób, bez uszczerbku na ich zdrowiu. Patrząc na walące się domostwa i biurowce z dachami łatanymi słomą trudno się z tym twierdzeniem nie zgodzić.
Co jednak wywołało takie wzburzenie i euforię? Na pewno nie łąka otoczona nowoczesnymi i wypełnionymi po brzegi trybunami, sprowadzonymi specjalnie na tę okazję wprost z Macierzy, która zresztą pokryła wszelkie koszty transportu oraz instalacji. Tylko chwilową ciekawostką folklorystyczną okazały się krowie placki zalegające na niektórych połaciach „murawy”. Skąd więc ten cały szum medialny?
Mecz rozpoczął się normalnie, nie zwiastując niesamowitych wydarzeń, których mieliśmy być świadkami. Na boisko wybiegły obie jedenastki, obejrzeliśmy standardową wymianę proporczyków przez obu kapitanów, pamiątkowe zdjęcia oraz losowanie stron. Chwilowo tylko niewielkie zainteresowanie wzbudzał piłkarz na wózku inwalidzkim, który intensywnie rozgrzewał się od pierwszego gwizdka tuż przy linii bocznej.
Początek spotkania i oto rusza lawina niespodzianek. Nasi rozpoczynają akcję lewą stroną boiska, nasz zawodnik przepuszcza swobodnie futbolówkę obok rywala, po czym wykonuje serię salt, w rezultacie tracąc piłkę. Mimo starań i efektowności pokazu, stolik sędziowski, zamontowany przy bocznej linii jest bezlitosny – dwie „7”, jedna „6” i tylko jedna „9”. Kibice na trybunach wyraźnie zdziwieni, by nie rzec skonsternowani. Jednak do końca pierwszej połowy, spotkanie ma taki właśnie przebieg – tylko jedna bramka zdobyta przez naszych piłkarzy (po dość efektownym rajdzie na rękach, z piłką niesioną na podeszwach korków), liczne straty piłki, nonszalancka postawa, słaba gra w obronie, niemożność zbudowania składnej akcji, zbyt wolne rozgrywanie piłki, a na dodatek te ciągłe akrobacje, na dobitkę bardzo nisko oceniane przez sędziów. W przerwie meczu udaje mi się złapać jednego z naszych i wyjaśnić całe to zamieszanie. Na pytanie „co wy u licha robicie ?” otrzymuję bardzo wyczerpującą wypowiedź.
Reprezentacyjny bramkarz stwierdził, że nie wie jak skomentować całą sytuację, po czym udał się do szatni.
Druga połowa i kolejne zaskoczenie. Zmiana, na placu gry pojawia się kontuzjowany zawodnik z nogą w gipsie, poruszający się na wózku inwalidzkim. Mija kolejne 10 minut i prawdziwa sensacja. Akcja lewą flanką, przeprowadzona przez naszych zawodników, którzy tym razem skakali na głowie. Za mocne dośrodkowanie w pole karne, piłka odbija się od poprzeczki, kolejno trafia w wózek inwalidzki naszego reprezentacyjnego napastnika, po czym ledwie wtacza się do bramki, leniwie mijając linię bramkową. Gol! Dwa do zera, pierwsza w historii bramka w zawodowym futbolu zdobyta przez wózek inwalidzki. Szaleństwo na trybunach, euforii daje się również ponieść stolik sędziowski, który jednomyślnie wystawia same „10”. Z całego towarzystwa jedynie wózek wydaje się być niewzruszony powagą sytuacji i zachowuje kamienny spokój.
Do końca widowiska nasi kontrolowali grę, jednak kolejne salta i piruety skutecznie uniemożliwiły zdobycie następnych bramek. Koniec, 2:0 dla Polaków.
Po meczu, w czasie konferencji prasowej, zasypywany pytaniami trener dość lakonicznie tłumaczył taktykę, jaką przyjął na to spotkanie. Stwierdził jedynie, że piłka jest okrągła, a bramki są dwie oraz, że kibicom, znudzonym ciągłymi efektownymi i wysokimi zwycięstwami naszej reprezentacji należy się coś od życia, stąd koncept, aby ostatnio zgrupowanie kadry przeprowadzić wspólnie z cyrkowcami.
Kto wie? Być może to kolejny krok w celu uzdrowienia polskiej piłki. W końcu chyba wszyscy kibice mają powoli dość ciągłych wygranych naszych orłów, emocji z meczem związanych jedynie z obstawianiem, ile bramek puści bramkarz rywali oraz nie kończących się zapewnień PZPN-u, że sytuacja musi kiedyś ulec poprawie.
Polub to:
Podziel się:
Aby ocenić, kliknij odpowiednią gwiazdkę (średnia ocena:8.3 | oddanych głosów:38)
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 2.5 Polska.