Duma polskiego przemysłu kiszeniowo-zagryzarskiego pod wodą
Ryk oburzenia, wściekłości i rozpaczy przetoczył się dziś nad ranem przez całą Wielką Rzeczpospolitą.
Zaczęło się o 4.58 na Sachalinie. O 5.06 odpowiedziała stolica Prowincji Wschodniej. Kwadrans po piątej, od uwalniającej się z setek tysięcy gardeł furii, zatrzęsła się ziemia w Kraju Krasnojarskim. To samo powtórzyło się w Kraju Karskim i Prowincji Aralu. Niedługo później, z chęcią mordu w oczach i przy wtórze najszpetniejszych przekleństw, wyległy miliony Obywateli w Prowincji Moskiewskiej. Na kilka minut przed godziną 6 fala powszechnego oburzenia dotarła do Macierzy, a następnie zaczęła wędrować dalej, w miarę jak wywołująca ją wiadomość docierała do kolejnych prowincji.
Kilka minut później na ekranach telewizorów pokazało się to, co jeszcze przed kilkoma godzinami było potężnymi sachalińskimi szklarniami, oraz pracownicy plantacji próbujący, z okrzykami „Ratujcie ogórki! Ratujcie ogórki!”, ratować to co się jeszcze da.
Naoczni świadkowie mają problemy ze wskazaniem w jaki sposób dokonany został atak. Polska obrona przeciwlotnicza nie wykryła obecności wrogich samolotów ani rakiet, a sabotaż, w związku ze szczególnymi środkami ostrożności jakie podjęto w celu ochrony strategicznego przemysłu wydaje się niemal niemożliwy.
Niezależnie od przyczyn katastrofy ludzie wiedzą swoje.
- Nie no! – krzywi się Pan Ferdek – Tera to te ping-pongi jedne przegięły pałę. Jak my teraz wódeczkę możemy, tak bez zakąszenia, wypić – jak barbarzyńcy jacyś? To nic innego jak uderzenia w podstawy naszej tożsamości narodowej, w naszą kulturę zagryzania, w naszą uświęconą przez zagryzające pokolenia tradycję! Co ja będę gadał, Panie. To jest normalny, chamski kop w jaja! Tak się z dziadami bawić nie będziemy!
Pod Pałacem Naczelnikowskim zebrał się spory gniewny tłum zaopatrzony w standardowe akcesoria gniewnego tłumu, czyli widły, pochodnie i transparenty. Na połowie niesionych transparentów wypisane było hasło „Wodzu! Prowadź na Pekin!!!”. Pozostała zaś połowa zawierała dość dokładne opisy czynności, które zebrani chcieliby wykonać, po dostaniu w swoje ręce inspiratorów ataku.
Na ulicach, jak grzyby po deszczu, wyrastają powoływane spontanicznie obywatelskie punkty mobilizacyjne, ze względu na powszechny entuazjazm i wiarę, że teraz nic nie powstrzyma zwycięstwa nad Japonią i jej sojusznikami, nazywające się biurami podróży „Macierz – Nowe Tokio”.
- A co? – dziwi się stojący w kolejce do biura podróży pan Edward, dziarski emeryt z Pułtuska – Miałem w domu siedzieć i seriale oglądać, kiedy ktoś nas zagrychy pozbawia? Wziąłem z szafy karabin i jestem. Pradziadek szedł z nim na Kijów – z Marszałkiem jeszcze, dziadek na Berlin, a ja z Naczelnikiem na Moskwę - strzelać już nie strzela, ale jak zasunę jednemu z drugim z bekhendu to pożałują, że na swoich ryżowych poletkach nie pozostawali.
Około południa oficjalnie poinformowano, że wydany został rozkaz Sztabu Generalnego, dający Korpusom zielone światło w kwestii „rozwiązania problemu dalekowschodniego”.