Napaści na sąsiadów, niszczenie mienia, a nawet postrzał czy morderstwo, to tylko niektóre ze „spraw sąsiedzkich”, które możemy obejrzeć jedynie w filmach typu dreszczowiec czy w madagaskarskim reality show. W jednym z odcinków serialu "Zabić sąsiada", niejaki Mieczysław Piącha dręczył sąsiadów wiercąc codziennie jedną dziurę w żelbetonowej ściance działowej, którą postawił tylko w celu wiercenia owych dziur. Uprzejme napominania lokatorów zbywał niewybrednym słownictwem, zionąc przy tym czosnkiem... Ale do rzeczy:
Granie w domu w piłkę, jazda po pokoju na rowerze, czy zbyt głośne uprawianie seksu na niemiłosiernie trzeszczącej kanapie, już od lat nie stanowią bolączek sąsiedzkich. Mili, kulturalni, niezwykle przyjacielscy sąsiedzi są normą. Szeroki uśmiech i tradycyjny "niedźwiedź" na dzień dobry nikogo nie dziwi.
Nie dalej jak trzy miesiące temu, mój dobry przyjaciel zamieszkał w apartamentowcu na warszawskiej Sadybie. Pierwszego dnia przed drzwiami ustawiła się kolejka obcych mu ludzi, a każdy przyniósł w poczęstunku ciasto czy trunek mocniejszy, celem nawiązania dobrych relacji z nowym sąsiadem. Chcąc nie chcąc musiałem koledze pomóc nawiązywać owe kontakty. Tydzień później stwierdziłem, że mam ochotę na zwykłą, słodką kawę w wielkim kubku. Po przetrząśnięciu szafek w kuchni stwierdziłem ze zgrozą, że nie ma ani kawy, ani cukru. Mając w pamięci życzliwość sąsiadów, chwiejnym krokiem udałem się do najbliższych drzwi. Pan Karol Osada, jak głosiła tabliczka na drzwiach jego domostwa, rozpromienił się słysząc, na czym polega mój problem. Zaproponował, abym wrócił do mieszkania i spoczął, a on za chwilkę wpadnie i z cukrem, i z kawą.
Nigdy nie proście sąsiadów o przysługę! Nigdy! Nie dane mi było rozsiąść się wygodnie na sofie, gdy do mieszkania weszli panowie w uniformach pobliskiego supermarketu, niosąc pięćdziesięciokilogramowy worek cukru i podobny z kawą. Pan Karol wstąpił w progi domostwa przyjaciela niosąc wielką butlę koniaczku i kartonik cygar. Jakże cenną jest samotność i anonimowość...
Miesiąc później mój przyjaciel brał ślub z Zosią, córką Pana Karola, a ja byłem zaręczony z miłą, przesympatyczną Anią z parteru, nie pamiętając nawet kiedy i gdzie kupiłem jej złoty pierścionek z brylantem wielkości kurzego jajka. Nie pożyczajcie cukru, nie mówcie "dzień dobry", nie uprzedzajcie o większych spotkaniach towarzyskich, nie czekajcie z windą, zatrzaskujcie drzwi wejściowe przed nosem sąsiadki - staruszki, która taszczy siaty z zakupami. Piszcie donosy. Nie dajcie się wciągnąć w dobre relacje z sąsiadami. A jak któryś się uśmiechnie to poszczujcie psem.
Polub to:
Podziel się:
Ten felieton opisuje wyłącznie subiektywny punkt widzenia jego autora.
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 2.5 Polska.