Zwariowałeś od nadmiaru pieniędzy? My Ci pomożemy!
Dzień Pierwszy
Cześć, nazywam się Jerzy i również jestem … Nie, nie. Jeszcze raz. Drogi pamiętniku / dzienniku, to znowu ja … .Źle. Koniec świata w Roku Pańskim 2058 nie nastąpił. He, he, żartowałem. Dobra, więc tak. Lekarze zalecili pisać mi ten dziennik, tłumacząc mi i zapewniając, że to na pewno pomoże. Będzie wymiernym wskaźnikiem poprawy mojego samopoczucia, czy jakoś tak. W każdym bądź razie, siedzę sobie właśnie w mojej klitce o powierzchni 120 metrów kwadratowych, szumnie zwanej pokojem i notuję te słowa. Ubrany jestem na biało, jak każdy pacjent i w podobnie jak każdy pacjent próbuję się otrząsnąć z szoku wywołanego nagłą eskalacją mojego prywatnego garbu budżetowego. Nie ukrywam, że trochę mi lepiej, jeszcze wczoraj, śliniłem się tylko, przeżuwając gorzkie łzy, w sposób niekontrolowany cieknące mi po twarzy. Oho, zbliża się siostra i jej cudowny dekolt. Kończę zatem.
Dzień Trzeci
Koniec. Nareszcie przerwa. Wczorajszy dzień, prawie w całości spędziłem na badaniach. Mogłem pooglądać sobie pracę mojego mózgu na takim fajnym zielonym ekraniku. Zrobiłem nawet zdjęcie, to będzie dowód dla mojej teściowej, że jednak jestem zdolny do myślenia. Może wreszcie przestanie mnie nazywać „bezmózgim ćwokiem”. Zmęczenie daje się we znaki, czuję się jakbym musiał włazić po schodach na strych mojego 10-piętrowego domku. Idę spać.
Dzień Siódmy
Matko i córko, nigdy jeszcze się tak fatalnie nie czułem. Ostatnie dni były dla mnie koszmarne. Całkowicie się załamałem. Dopiero dzisiaj doktorowi udało się mnie uspokoić zapewnieniem, że leczenie w tej klinice jest naprawdę kosztowne. Ale ja i tak mu nie wierzę. Wstrętny mały, złośliwy łysol. Na pewno przelewa pieniądze na moje konto. Ojej, co się ze mną dzieje, skąd u mnie tyle agresji? Nic to! I tak, jeszcze dzisiaj zadzwonię do żony i każę jej sprawdzić, czy rzeczywiście wydałem coś na tę klinikę.
Dzień Dziewiąty
O tak! Jest naprawdę FANTASTYCZNIE! Zdemolowałem dzisiaj cały kibel - zapaćkałem ściany zmywalnym flamastrem, porozwijałem wszystkie rolki papieru toaletowego. Ośmieliłem się nawet na wyrzucenie nowiutkiego opakowania Domestosa do kosza. Drzemie we mnie prawdziwy anarchista. Muhaha! (demoniczne, rzecz jasna). Ten szpital jest mój! Dzisiaj klinika doktora Ząbka, jutro cały świat. Uciekam siać strach i zgrozę!
Dzień Dziewiętnasty
Kocham unieszczęśliwiać innych. Byłem dzisiaj u faceta z naprzeciwka. Strasznie nadęty bufon z tego pana Zdziśka. Postanowiłem go nieco utemperować. Nocą, wypchałem mu wszystkie szafki pieniędzmi, fałszywkami rzecz jasna. Nie ma to jak drukarka w automatycznej golarce dostosowanej do potrzeb użytkownika. Rano nawet przez dźwiękoszczelne szyby słyszałem jego skowyty. Wynosiło go czterech sanitariuszy. Wierzgał się i pluł, cały czas stawiał opór, dopóki nie dostał dwa razy pałką po głowie.
Dzień Dwudziesty
Nuże ma duszo, umieram, jam kiej drzewo pozbawione soków żywicznych, kiej księżyc samotny, bez towarzystwa ni jednej gwiazdki, niczym potok wartki, ale pozbawiony kamieni, na których by radośnie pluskał. Zali wżdy mnie, nieszczęśnika to wszystko dotyka?
Dzień Dwudziesty Trzeci
Powróciłem do świata żywych! Hura! Lekarz to ma jednak fantazję. Dzisiaj cały dzień spędziłem tworząc strategiczny surowiec WRP, beton! Toż to prawdziwa ambrozja, która wreszcie zdążyła uspokoić moje skołatane nerwy. Po raz pierwszy, na własne oczy widziałem betoniarki, jakich używano 50 lat temu. Każdy z kuracjuszy dostał zabytkowy worek cementu, piasek, który uprzednio trzeba było przecedzić z kamieni, do tego łopatę i trochę wody. I ogień! … a raczej – beton!
Beton, beton, beton,
Przeżyjmy to jeszcze raz!
Gdy łopata pójdzie w ruch, w ślad za nią
Każdy jest rad i swat!
Dzień … ostatni!
Koniec, lekarz stwierdził, że wszystko już ze mną w porządku. Udało mi się wytargować archaiczną betoniarkę, musiałem za nią wypłacić majątek, no, przynajmniej jakiś milionowy ułamek z tego majątku. Beton, beton, beton, la, la, la, la, betonowe trampki, betonowe trampki, każda teściowa nosić je powinna, betonowa, betonowa, będzie nowa droga gminna.
* Powyższy tekst pojawił się na łamach prasy dzięki uprzejmości doktoranta, Stanisława W., pseudonim Worek Cementu, który specjalnie dla potrzeb swojego doktoratu na temat „szkodliwego działania prywatnych nadwyżek budżetowych”, prosił swoich pacjentów o utworzenie dziennika wydarzeń.
Doktor Stanisław prowadzi ekskluzywną klinikę, która pomaga słabszym psychicznie obywatelom radzić sobie z klęskami żywiołowymi pokroju niespodziewanej wygranej czy też podniesienia pensji przez złośliwego szefa.
Polub to:
Podziel się:
Aby ocenić, kliknij odpowiednią gwiazdkę (średnia ocena:8.4 | oddanych głosów:31)
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 2.5 Polska.