Serwis został zoptymalizowany dla
rozdzielczości 6144x4096 oraz niższych:
do 1920x1080 stosowanych w zegarkach
ręcznych i motopompach drugiej klasy
REKLAMA
Opowieść marsjańskiego pioniera ::wydarzenia:: 26.06.2058 by barklu
Kosmici przebrani za Marsjan porządnie nastraszyli Clintonów
Przybyłem tutaj pierwszy. Posadziłem pierwsze drzewo i pierwsze kartofle. Wmurowałem pierwszą betonową płytę. Pierwszy odnalazłem zabytkową sondę sprzed pół wieku. Na początku w promieniu dwóch tysięcy kilometrów nikogo nie było. Przeżyłem różne rzeczy. Burze piaskowe. Upadek meteorytu metr przed drzwiami. Ba, nawet rozbicie Marsa o Wałęsa Tower. Byłem pierwszym, który zaczął ładować w pęknięcie beton. Jako pierwszy cywil zostałem odznaczony orderem za zasługi dokonane poza Ziemią. Chlebem i solą witałem tu pierwszych zagranicznych sąsiadów - rodzinę Clintonów z USA. Ale tego, co stało się wczoraj, nigdy nie zapomnę.
Zaczęło się od tego, że w wielkim strachu Clintonowie przybyli do mnie całą rodziną. Probowałem ich wypytać, o co chodzi, ale wydawali tylko pojedyńcze okrzyki o wojnie światów i zielonych ludzikach. Coś o tym, że osiedlając się na Marsie nie pomyśleliśmy o jego pierwotnych mieszkańcach. Jakie zielone ludziki, myślę sobie? Clintonów zostawiłem pod opieką rodziny i pojechałem obejrzeć ich farmę. Rzeczywiście, zamieszkały w niej zielone ludziki. Sądząc z transparentów nawet angielski znały. Ja też znam, więc zacząłem im opowiadać o wiecznej przyjaźni narodów, pokoju i dobrobycie. Chyba zrozumiały, bo nie były agresywne. Albo w ogóle nie zwróciły na mnie uwagi. Swoją drogą, naoglądać się musiały amerykańskich filmów o Marsjanach-autochtonach, którzy przecież tak naprawdę nie istnieją. Zrobiłem parę zdjęć i zgłosiłem cały fakt do MI. Gdy wróciłem do domu, był już wieczór. Sąsiedzi trochę ochłonęli, postanowiliśmy więc wypić za przyjaźń narodów, pokój i dobrobyt. Zszedłem do piwnicy, otworzyłem beczkę i...
Tego się nie spodziewałem. Zamiast oczekiwanego płynu w beczce znajdowała się galaretka! To nie była zwykła galaretka. To była galaretka nieziemska i niemarsjańska! Przypomniałem sobie, że tamte zielone ludziki też były trochę galaretowate. Chciałem cały fakt zgłosić do MI, ale galaretka wylała się na posadzkę i zaczęła oblepiać moje nogi. Pierwszy raz w życiu się przestraszyłem. Zrobiłem gwałtowny ruch i strąciłem wiadro z eksperymentalną, domowej roboty mieszanką płynnego betonu. Zrobiony z miejscowych skłądników, nieco czerwonawy. A miał leżakować jeszcze miesiąc, żeby dojrzeć!
Beton jednak zrobił swoje. Po chwili zamiast galaretki na podłodze była tylko gruba warstwa krzemu zmieszanego z betonem. Wróciłem na górę. Zadzwoniłem do MI. Po pięciu minutach przyjechali. Zebrali osad. Zapytali o skład mieszanki betonu. Niestety, kartka z przepisem gdzieś się zgubiła. Będę musiał kombinować od nowa. Przetestuję na tych kosmitach w farmie Clintonów. Albo specjaliści betonolodzy przetestują szybciej. MI i tak zapewni mi nagrodę w postaci tony nowego betonu. A może i kolejny order. Już dzisiaj mogłem przeczytać na pierwszej stronie gazety wielki tytuł: "Marsjański pionier wynalazł broń przeciw obcym".
Polub to:
Podziel się:
Aby ocenić, kliknij odpowiednią gwiazdkę (średnia ocena:8.9 | oddanych głosów:39)
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 2.5 Polska.