Prowincja Espania. Dotychczas uznawana za jedną z najspokojniejszych w całej WRP. Nikt nie spodziewał się, że dojdzie w niej do tak drastycznych wydarzeń.
Bogactwo kulturowe tej polskiej krainy znane jest wszystkim. Walki byków, Tomatina w Walencji, Encierro w Pampelunie. Na kulturowej mapie Prowincji białą plamą odcinała się jedynie stolica - Madryt.
- Wszystkie byki dawno zarżnęliśmy, a pomidory nigdy nie mogły do nas dotrzeć, bo sprowadzaliśmy je przez Walencję - pan Władysław Ximenes del Reino, burmistrz Madrytu próbuje wytłumaczyć administrację miasta, która dopuściła do nieszczęścia - Długo zastanawialiśmy się nad jakąś oryginalną zabawą dla motłochu i wtedy pojawił się ten pomysł.
Nie do końca wiadomo, kto zaproponował, by rozdać ludziom beton, którym mogliby się obrzucać. Ktoś jednak to zrobił.
Zebrani na głównym placu miasta ludzie o wyznaczonej godzinie zaczęli pierwszą bitwę na beton, która miała stać się nową lokalną tradycją.
- Początkowo wszystko szło świetnie - mówi anonimowo przedstawiciel madryckiej policji - Ludzie się cieszyli, zabrali ze sobą małe dzieci. Co prawda odebraliśmy kilka zgłoszeń o niebezpiecznych jednostkach, które zabrały ze sobą betoniarki i worki z cementem, ale potraktowaliśmy je incydentalnie.
Dość szybko okazało się jednak, że pomysł był chybiony. Beton - twardy i kanciasty - nie jest najlepszym materiałem do obrzucania się nim dla zabawy.
- Myślałam, że ktoś się pomylił i rzuca pomidorami - relacjonuje wzburzona Danuta Dolores Kowalska -Wie pan, niektórzy zrobili się czerwoni, a ulicą zaczęła płynąć czerwona papka, ale okazało się, że to nie pomidory, a beton rozkrwawił co poniektórych!
Służby porządkowe, gdy tylko dostrzegły, że sytuacja robi się poważna, wkroczyły, by przerwać zabawę. Rozemocjonowany tłum zasmakował jednak we krwi i dobrej zabawie, więc jego nienawiść i złość skierowała się na funkcjonariuszy. W stronę oddziałów poleciały grudy betonu i nie wiedzieć kiedy między fetującymi a policją wywiązała się regularna walka.
Uliczna zabawa przerodziła się w zamieszki, a te z kolei w demonstracje. Większość niezależnych ekspertów uważa, że kolejnym etapem musi być rewolucja.
Na głównym placu Madrytu zbiera się z godziny na godzinę coraz więcej osób. Wznoszą okrzyki antyrządowe i domagają się ukarania winnych.
- Winnych czego? - pytamy jednego z rozjuszonych demonstrantów.
- To jest kwestia drugorzędna. Nas interesuje kara, nie wina! - odpowiada Hiszpan i ciska grudką betonu w kierunku kordonu policji.