Do salonu przywołały mnie podniesione głosy. Obraz śnieżył, a po kilku chwilach zamiast znanych aktorów, na ekranie pojawił się niski, umiarkowanie urodziwy mężczyzna o wzroście siedzącego psa, owinięty w dziwny pomarańczowy ręcznik. Podszedł do prowizorycznej mównicy. Muszę przyznać, że był całkiem uroczy, kiedy próbował do niej dosięgnąć. Drugi, bliźniaczo podobny do niego, starał się nawet go podsadzać. Potem z drabiną próbowali. W końcu po turecku usiadł i zaczął coś mówić.
W tym momencie byłbym w stanie wziąć na siebie pół garbu budżetowego WRP, żeby tylko wyraźnie zrozumieć o czym dokładnie była mowa. Niestety, śnieżenie i szum były takie, jakby do zbudowania nadajnika, za pomocą którego realizowano przekaz, użyto dynama rowerowego, poradzieckiego transformatora, trzech wykałaczek i wkurzonej wiewiórki. Dało się jednak zrozumieć, że pomstował na V Rzeczpospolitą. Przez chwilę zacząłem liczyć, niczym uczeń pierwszej klasy podstawówki zaprzęgając palce do pomocy. Jaką kruca piątą? Ponownie zacząłem wsłuchiwać się w głos z telewizora. Chwilę jeszcze o nieudolności i aferach pomówił, po czym o IV Rzeczypospolitej zaczął. Mina jego od razu zmieniła się na taką, którą kot po jednostronnie przyjemnej zabawie z kanarkiem ma przeważnie. Po chwili wiatr zawiał nad pustynią i dźwięki dobiegające z telewizora jeszcze mniej zrozumiałe się stały. Dało się jednak zrozumieć strzępy przemówienia: "Było lepiej", "do władzy wrócimy", "odbudujemy IV Rzeczpospolitą!".
W tej chwili zacząłem się zastanawiać. Cała sytuacja była co najmniej dziwna tym bardziej, że obecnie na ekranie człowieczek ów (czy też może ten drugi – tacy byli do siebie podobni) właśnie toczył heroiczną walkę z piórem, które zdradziecko odmówiło z nim współpracy. Spojrzałem nieufnie na sfermentowane kobyle mleko, którym mnie wcześniej uraczono, poprzysięgając sobie, że w przyszłości jednak mniej entuzjastycznie do specjałów kuchni etnicznych podchodził będę.
Gdy pióro po kilku minutach tryumf umysłu nad materią uznać musiało, człowieczek ów wysapał tylko tajemniczo:
- Jedyny prawdziwy Naczelnik jest z nami. Stoimy więc tam, gdzieśmy stali wtedy, a wrogowie nasi tam, gdzie stało...
Obraz zaśnieżył po raz kolejny i zniknął. A ja obudziwszy się rano nadal nie wiedziałem, czy był to sen tylko, czy też jawa.
Polub to:
Podziel się:
Aby ocenić, kliknij odpowiednią gwiazdkę (średnia ocena:8.4 | oddanych głosów:24)
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 2.5 Polska.